Oglądając filmy i foto ze skutkami powodzi zauważyłem, że bardzo często spływające rzekami górskimi gałęzie, drzewa i inne rzeczy zatrzymują się na mostach, kładkach i innych małych przeprawach tworząc zaporę, spiętrzają wodę, a ta z dużym przyspieszeniem podmywa i niszczy przyczółki co skutkuje takim czy innym osunięciem się konstrukcji po utracie podparcia. Dotyczy to raczej starszych przepraw ale i parę nowszych poległo - w samej kotlinie Kłodzkiej już ponad 50. Nic nie jest tak ważne do dalszego życia i funkcjonowania jak właśnie mosty i mostki. Trzeba je jakoś odbudować. Obawiam się , że weźmie się jakieś gotowce i odbuduje tak jak mniej więcej budowano do tej pory. Bo taniej, bo prościej, bo brak wiedzy lub wyobraźni.
Teraz problem do dyskusji: Jakie cechy konstrukcyjne i użytkowe powinny mieć przeprawy (nawet malutkie) w takich zagrożonych miejscach by w przypadku podobnych zjawisk ostały się jak najdłużej i nie stanowiły wówczas zapór jak to zazwyczaj teraz wygląda. Jak sprytnie można zabezpieczyć same przyczółki przed zniszczeniem?
Chodzi mi o ogólne założenia.
Mam na myśli kształt dolotu, sposób odchylenia strugi przed przyczółkami, kształt krawędzi mostu, może "kładzione" poręcze na czas powodzi i takie różne pomysły. Pewnie coś takiego jest na świecie a może i u nas? Kieruję to zagadnienie do grup gdzie jest sporo bystrych ludzi, pomimo tego, że nie każdy jest inżynierem ;-)