Wielce Szanowni, wszedłem w polemikę ze znajomym na temat (nie)bezpieczeństwa stosowania smaru miedziowego w spreju jako preparatu mającego na celu zabezpieczenie połączeń gwintowych przed korozją. Pacjent to UAZ, w którym każdą śrubę (stalową ofkors, a często nawet czarną) ma się dać odkręcić w warunkach polowych nawet 10 latach od jej zakręcenia. Rzeczony smar miedziowy znakomicie się aplikuje przez rureczkę, a ewentualny nadmiar daje się bez kłopotu wytrzeć zwykłą szmatą. No ale mój polemista straszy mnie różnicą potencjałów elektrochemicznych, dzięki której moje pracowicie zabezpieczane gwinty na 100% zardzewieją na amen bo pojazd z istoty rzeczy jest i będzie eksploatowany w środowisku wilgotnym. Oficjalnie bronie się, argumentując, że nie jest to czysty proszek miedziany tylko koloid, powołuje się na potencjalne płaszczyzny poślizgu na płatkach miedzi, desperacko sięgam nawet po argument z autorytetu ("wszyscy tak robiom") ale zasiana wątpliwość spać nie daje... Możecie mnie oświecić kto ma rację? ;-)
- posted
12 years ago