Po tygodniu przerwy powróciłem z urlopu prosto do mojego motoszybowca. Zastosowałem wszystkie wskazówki odnośnie wyważania, oraz pierwszych lotów, których mi tutaj udzielono. Jedynie FMS nie wchodził w rachubę, bo po prostu nie mam windowsa, a ten tylko na nim chodzi. Jako, że jestem człowiekiem upartym i technicznie nie aż tak daremnym, zabrałem mojego starannie złożonego motoszybowca na wielką łąkę. Najpierw ćwiczenia na sucho, bez śmigła, w kierunku pola pszenicy. Wytrymowałem model, latał puszczony z ręki przyzwoicie prosto. Super, pomyślałem sobie i zacząłem kierować modelem wypuszczonym z ręki, ale nadal bez śmigła. Po kilku próbach poczułem się na siłach i założyłem śmigło. Start z ręki i mój pierwszy prawdziwy lot ! Hurra. Model latał kilka minut, może trochę się zataczając, ale i tak z grubsza w tym kierunku, w jakim chciałem. Zmiana wysokości o kilka metrów w górę i w dół, zataczający się łuk w prawo i w lewo, ale nie aż tak tragicznie i myśl : kto to napisał, że bez ćwiczeń na FMS nauka latania nie ma sensu ? Kiedyś nie mieli FMS, a w końcu latali :) Ledwo sobie to pomyślałem, przeciągnąłem za bardzo, model na wysokości ok 10 i w odległości 50 - 70 m podążył ku matce Ziemi znikając w pszenicy. Nie jest tak źle, pomyślałem i poszedłem w kierunku glebowania. Nic. Nie ma go tam gdzie powinien być. Może wrył się cały pod ziemię? ;) Aż takiej prędkości to przecież nie miał, więc taka możliwość odpadła. Jak można nie widzieć modelu o rozpiętości prawie 1 m i z czerwonymi skrzydłami w zbożu które jak wiadomo jest żółte lub czasem zielone? Dookoła nie było żywego ducha, więc nikt nie mógł by mi ani pomóc, ani podwędzić. Poszukiwania trwały od godz. 19:00 do 22:00. Później i tak już było ciemno. Dziś rano zacząłem szukać od 5:30 i sam już nie wiem, jak to jest możliwe, że nie mogę go znaleźć. Po pracy znowu jadę na miejsce katastrofy, tym razem z posiłkami. Przeczeszemy to pole. Chyba, że mi jakiś rolnik wsadzi widły w plecy, co wcale nie jest aż tak nieprawdopodobne. W myślach już szacuję straty... model, 2 serwa hiteca, odbiornik, regler, akumulator... brrrrr... wolę nie myśleć. Żona by mnie zabiła, gdyby się dowiedziała, że utopiłem w zbożu jakieś 7 baniek... Ona była za inwestowaniem w akcje... ;)