Ostatnio spotkałem z taką praktyką, że podmioty wystawiające dokumenty potwierdzające własności fizykochemiczne istotnych dla bezpieczeństwa elementów, zamiast wystawić dokument, podpisać go i następnie ewentualnie zeskanowany tak dokument wysłać w formie elektrofonicznej (norma dopuszcza przesyłanie tych dokumentów, o ile wystawca zachowuje na wszelki wypadek oryginał) praktykują taki proceder, że w elektronicznie sporządzonym dokumencie (powiedzmy tabelka w Excel wskanowują pieczęć i podpis osoby uprawnionej i taką hybrydę wysyłają w pdf. Oryginału nikt nie ma.
Wizualnie nie rzuca się to w oczy, ale jak się przyjrzy strukturze dokumentu, to widać, że skan jest tylko w tym okienku z podpisem. Po za tym, ile razy można dokładnie pod tym samym kątem przybić pieczątkę oraz dokładnie taką samą parafkę zrobić?
Ja się tym zainteresowałem z tego powodu, że dane w dokumentach okazały się mocno lipne i zacząłem to badać. Ale już trzecia firma z czterech, których dokumenty tego rodzaju badam stosuje taką praktykę. Nie wiem, na ile mam zboczenie zawodowe i jest to powszechna praktyka, a na ile po prostu kilku powiązanych ze sobą producentów wpadło na dziwny pomysł. Nie chciałbym się czepiać czegoś, co wszyscy uważają za normalne.
I teraz dwa pytańka do kolegów:
1) Na ile to jest powszechna praktyka? 2) Czy spotkał się ktoś z prawnokarną oceną takiego zjawiska?